środa, 30 listopada 2011

laba

Co za ulga!  Od paru miesięcy jestem na urlopie dla poratowania zdrowia... psychicznego bardziej niż fizycznego.
Te cholery wykończyły mnie. No, w końcu 30lat ciężkiej pracy z uczniem trudnym... bo w mojej szkole są tylko trudni, zrobiło swoje.  Mój znajomy zwykł mawiać, że to same buble! Coś jest na rzeczy, bo przecież to średnia szkoła a 70% nie umie płynnie czytać! i jeszcze cieszymy się , że zechcieli do nas przyjść. No bo, po co chodzić do szkoły prowincjonalnej w zapadłej dziurze , gdzie dojechać nie ma jak a miejscowość nie oferuje prawie nic . I choćbyśmy na głowie stawali, to nigdy nie będziemy przecież szkołą miejską. Ale, ale... od czego inwencja nauczyciela a raczej naiwność? Wypruwamy więc sobie żyły by czegoś ich nauczyć a raczej przekonać, że oni też mogą i z czasem potrafią, muszą tylko chcieć. No właśnie i z tym jest najgorzej. Jak ich przekonać, że warto chcieć?
Ponad 20 lat nawet mi się to udawało, ale w ostatnich latach poddałam się. Toż to syzyfowa praca! galery! Skapitulowałam , wywiesiłam białą flagę.  Jeszcze jeden rok i zaczęłabym chyba gryść . Stąd mój urlop, jedyna rzecz, której nam, nauczycielom, naprawdę można zazdrościć! No więc, zazdrośćcie mi !!!